Każdy z nas był kiedyś pod namiotem, na obozie wędrownym lub innym biwaku harcerskim. Każdy też zna ten ból, kiedy jest zimno, brudno, a umyć się trzeba pod lodowatą wodą. Ilu z nas w takiej sytuacji zrobiło sobie "Święto brudasa", a kto zacisnął zęby i prychając, i trzęsąc się z zimna, spełnił ten obowiązek wobec higieny?
Zawsze z podziwem patrzyłem na panów, którzy bez "okresu przejściowego" wskakiwali do jezior, mórz, zalewów i innych akwenów wodnych, najczęściej po to, ażeby zaimponować płci pięknej. Ja, odkąd pamiętam, miałem z tym problem. Od dziecka zanurzam się etapami. Najpierw do kostek, potem do kolan, potem do pasa, no i dalej jest trudniej, bo nie wiem dlaczego, ale najgorzej jest zanurzyć plecy. Wreszcie, gdy jestem cały mokry, moja żona zazwyczaj ma już zaliczone kilka długości basenu.
Żenada! Co ze mnie za facet?!
Bazując na własnych i cudzych doświadczeniach, z całą stanowczością stwierdzam, że nikt, kto w swoim życiu nigdy nie wskoczył do lodowatej wody, bądź świadomie nie zdecydował się na przeraźliwie zimny prysznic w polowych warunkach, nigdy nie osiągnie trwałego szczęścia. To nie jest wniosek żadnych badań, bądź refleksja jakiegoś uznanego człowieka.
To jest moja teza - blogera amatora, któremu się wydaje, że ma jakikolwiek talent pisarski.
Nie chcę zgrywać żadnego guru, lub mentora, ponieważ przede wszystkim nim nie jestem, a po drugie uważam, że te słowa dotyczą niestety również mojej osoby.
Teraz do rzeczy. Ludzie, o których jest powyższy podkreślony fragment najprawdopodobniej zawsze, gdy staną przed wyborem pomiędzy komfortem, a jakimś szeroko pojętym i niekwestionowanym dobrem, świadomie bądź nie, wybiorą komfort. Taki statystyczny Jan Kowalski, jak będzie miał do wyboru wstać bladym świtem, wskoczyć w dres i pobiegać na rześkim powietrzu (co niezaprzeczalnie miałoby pozytywny wpływ na stan jego zdrowia), a kolejne kilka godzin snu, najpewniej wybierze chrapanie w cieplusim, milusim i wygodniusim wyrku, czyli komfort. Suma podejmowanych przez niego wyborów na przestrzeni lat zrobi z niego niedołężnego, zgorzkniałego, schorowanego i zrzędzącego piernika. Niestety będzie sobie sam winien.
Tak więc ludzie, dla których wartością nadrzędną jest wygoda i komfort działają na własną niekorzyść. Szczęście i zadowolenie z życia można wszak osiągnąć tylko poprzez ciężką pracę. To przecież takie proste i oczywiste. Ziernicki znów rzuca banałami, ale jednak wielu ludziom trzeba to stale przypominać.
Ktoś mądry (niestety nie pamiętam kto) kiedyś powiedział, że "Ludziom jest tak ciężko, bo ciągle starają się, żeby im było łatwo". Genialne w swojej prostocie i choć pozornie sprzeczne, to jednak bardzo prawdziwe! Gdyby się tak zastanowić, to nadrzędnym celem człowieka nie jest osiągnięcie szczęścia, lecz wygody i komfortu. Jakby się tu w życiu ustawić, żeby było bogato, łatwo i przyjemnie. Aż się ciśnie na klawiaturę słynne powiedzenie Ferdka Kiepskiego: "Co tu zrobić, by zarobić, ale się nie narobić". Ilu z nas moi drodzy, choć czasem nie chcemy się do tego przyznać przed sobą i innymi, tak właśnie podchodzi do życia?
Pragniemy komfortu, wygody i beztroski, których nie jesteśmy w stanie osiągnąć. Czasem się to udaje, ale tylko na chwilę, zaraz znowu coś się jak na złość musi wydarzyć i wszystko się wali po raz milion pięćset tysięczny czterysta siedemdziesiąty drugi. Niestety to czego pragniemy, albo wydaje nam się, że pragniemy, jest stanem ulotnym i krótkotrwałym na tym łez padole.
Co zatem należy zrobić?
Otóż znany już Wam pewnie Nick Vujicic mawia, że "Postawa to podstawa". Nawet tak nazwał swoją firmę - Attitude is Altitude. Może zamiast nieustannie sobie dogadzać, powinniśmy zaakceptować fakt, że życie jest ciężkie i podjąć trud pracy? Może właśnie powinniśmy zmienić postawę i podejście do życia?
Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mówię, że mamy rezygnować z przyjemności, ale te przyjemności powinny być nagrodą za ciężką pracę, a nie formą pocieszenia w rodzaju "żona zrobiła mi awanturę, to się zaleję", bądź "miałem dziś podły dzień, to kupię sobie nową grę na play station".
Jak oglądam filmy o dawnych czasach, bądź czytam książki historyczne, to nie mogę się nadziwić jak bardzo różnimy się od naszych przodków. Oni byli mężni, odważni, zdecydowani, szlachetni, szarmanccy. Oczywiście to może być skrzywiony obraz, niemniej jednak ziarno prawdy w tym musi być, jeżeli nie cały wór ziarna. Dlaczego my - mężczyźni dwudziestego pierwszego wieku tak bardzo różnimy się od naszych pradziadów? Dlaczego dla nich najważniejszy był honor, a dla nas najważniejszy jest hedonizm? Dlaczego oni żyli wartościami, a my żyjemy przyjemnościami? Dlaczego oni byli dżentelmenami, a my jesteśmy szowinistami? Dlaczego oni byli prawdziwymi mężczyznami, a my przez całe leniwe życie pozostajemy chłopcami?
Gdzie się podziały nasze jaja? Może zanikły w procesie ewolucji? A może dobrowolnie się ich zrzekliśmy, bo bez jaj łatwiej się żyje?
Otóż ażeby stanąć pod prysznicem i świadomie odkręcić kurek z nieludzko zimną wodą, trzeba mieć jaja i nieważne, że się skurczą od niskiej temperatury, ale będą świadczyć o niezłomnym charakterze ich właściciela.
Drodzy Panowie, życzę Wam abyście obudzili w sobie pokłady męskości, bowiem zarówno Wam, jak i Waszym kobietom nic nie jest tak bardzo potrzebne do szczęścia.
Hej! Jestem pasjonatem rozwoju osobistego bez opamiętania zakochanym w Jezusie. Wierze głęboko, że wzorując się na Chrystusie oraz stosując praktyczne rozwiązania jakie nam podaje rozwój osobisty, można osiągnąć szczęście. Ten blog jest moją drogą do samospełnienia. Mam nadzieję, że dołączysz do mnie. Zapraszam Cię w podróż po lepsze i pełniejsze życie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz