czwartek, 15 maja 2014

Hej bystra woda!

Każdy z nas był kiedyś pod namiotem, na obozie wędrownym lub innym biwaku harcerskim. Każdy też zna ten ból, kiedy jest zimno, brudno, a umyć się trzeba pod lodowatą wodą. Ilu z nas w takiej sytuacji zrobiło sobie "Święto brudasa", a kto zacisnął zęby i prychając, i trzęsąc się z zimna, spełnił ten obowiązek wobec higieny?

Zawsze z podziwem patrzyłem na panów, którzy bez "okresu przejściowego" wskakiwali do jezior, mórz, zalewów i innych akwenów wodnych, najczęściej po to, ażeby zaimponować płci pięknej. Ja, odkąd pamiętam, miałem z tym problem. Od dziecka zanurzam się etapami. Najpierw do kostek, potem do kolan, potem do pasa, no i dalej jest trudniej, bo nie wiem dlaczego, ale najgorzej jest zanurzyć plecy. Wreszcie, gdy jestem cały mokry, moja żona zazwyczaj ma już zaliczone kilka długości basenu.

Żenada! Co ze mnie za facet?! 

Bazując na własnych i cudzych doświadczeniach, z całą stanowczością stwierdzam, że nikt, kto w swoim życiu nigdy nie wskoczył do lodowatej wody, bądź świadomie nie zdecydował się na przeraźliwie zimny prysznic w polowych warunkach, nigdy nie osiągnie trwałego szczęścia. To nie jest wniosek żadnych badań, bądź refleksja jakiegoś uznanego człowieka. 
To jest moja teza - blogera amatora, któremu się wydaje, że ma jakikolwiek talent pisarski.

Nie chcę zgrywać żadnego guru, lub mentora, ponieważ przede wszystkim nim nie jestem, a po drugie uważam, że te słowa dotyczą niestety również mojej osoby.

Teraz do rzeczy. Ludzie, o których jest powyższy podkreślony fragment najprawdopodobniej zawsze, gdy staną przed wyborem pomiędzy komfortem, a jakimś szeroko pojętym i niekwestionowanym dobrem, świadomie bądź nie, wybiorą komfort. Taki statystyczny Jan Kowalski, jak będzie miał do wyboru wstać bladym świtem, wskoczyć w dres i pobiegać na rześkim powietrzu (co niezaprzeczalnie miałoby pozytywny wpływ na stan jego zdrowia), a kolejne kilka godzin snu, najpewniej wybierze chrapanie w cieplusim, milusim i wygodniusim wyrku, czyli komfort. Suma podejmowanych przez niego wyborów na przestrzeni lat zrobi z niego niedołężnego, zgorzkniałego, schorowanego i zrzędzącego piernika. Niestety będzie sobie sam winien.

Tak więc ludzie, dla których wartością nadrzędną jest wygoda i komfort działają na własną niekorzyść. Szczęście i zadowolenie z życia można wszak osiągnąć tylko poprzez ciężką pracę. To przecież takie proste i oczywiste. Ziernicki znów rzuca banałami, ale jednak wielu ludziom trzeba to stale przypominać.

Ktoś mądry (niestety nie pamiętam kto) kiedyś powiedział, że "Ludziom jest tak ciężko, bo ciągle starają się, żeby im było łatwo". Genialne w swojej prostocie i choć pozornie sprzeczne, to jednak bardzo prawdziwe! Gdyby się tak zastanowić, to nadrzędnym celem człowieka nie jest osiągnięcie szczęścia, lecz wygody i komfortu. Jakby się tu w życiu ustawić, żeby było bogato, łatwo i przyjemnie. Aż się ciśnie na klawiaturę słynne powiedzenie Ferdka Kiepskiego: "Co tu zrobić, by zarobić, ale się nie narobić". Ilu z nas moi drodzy, choć czasem nie chcemy się do tego przyznać przed sobą i innymi, tak właśnie podchodzi do życia?

Pragniemy komfortu, wygody i beztroski, których nie jesteśmy w stanie osiągnąć. Czasem się to udaje, ale tylko na chwilę, zaraz znowu coś się jak na złość musi wydarzyć i wszystko się wali po raz milion pięćset tysięczny czterysta siedemdziesiąty drugi. Niestety to czego pragniemy, albo wydaje nam się, że pragniemy, jest stanem ulotnym i krótkotrwałym na tym łez padole.

Co zatem należy zrobić?

Otóż znany już Wam pewnie Nick Vujicic mawia, że "Postawa to podstawa". Nawet tak nazwał swoją firmę - Attitude is Altitude. Może zamiast nieustannie sobie dogadzać, powinniśmy zaakceptować fakt, że życie jest ciężkie i podjąć trud pracy? Może właśnie powinniśmy zmienić postawę i podejście do życia?

Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mówię, że mamy rezygnować z przyjemności, ale te przyjemności powinny być nagrodą za ciężką pracę, a nie formą pocieszenia w rodzaju "żona zrobiła mi awanturę, to się zaleję", bądź "miałem dziś podły dzień, to kupię sobie nową grę na play station".

Jak oglądam filmy o dawnych czasach, bądź czytam książki historyczne, to nie mogę się nadziwić jak bardzo różnimy się od naszych przodków. Oni byli mężni, odważni, zdecydowani, szlachetni, szarmanccy. Oczywiście to może być skrzywiony obraz, niemniej jednak ziarno prawdy w tym musi być, jeżeli nie cały wór ziarna. Dlaczego my - mężczyźni dwudziestego pierwszego wieku tak bardzo różnimy się od naszych pradziadów? Dlaczego dla nich najważniejszy był honor, a dla nas najważniejszy jest hedonizm? Dlaczego oni żyli wartościami, a my żyjemy przyjemnościami? Dlaczego oni byli dżentelmenami, a my jesteśmy szowinistami? Dlaczego oni byli prawdziwymi mężczyznami, a my przez całe leniwe życie pozostajemy chłopcami?

Gdzie się podziały nasze jaja? Może zanikły w procesie ewolucji? A może dobrowolnie się ich zrzekliśmy, bo bez jaj łatwiej się żyje?

Otóż ażeby stanąć pod prysznicem i świadomie odkręcić kurek z nieludzko zimną wodą, trzeba mieć jaja i nieważne, że się skurczą od niskiej temperatury, ale będą świadczyć o niezłomnym charakterze ich właściciela.

Drodzy Panowie, życzę Wam abyście obudzili w sobie pokłady męskości, bowiem zarówno Wam, jak i Waszym kobietom nic nie jest tak bardzo potrzebne do szczęścia.

sobota, 3 maja 2014

Kanapa - Twój wróg.



Jak wyglądają Twoje relacje z Twoją kanapą? Dobrze się znacie? Jesteście świetnymi przyjaciółmi czy może ledwo ją kojarzysz? Warto się zastanowić, co Cię łączy z tym podstępnym meblem, gdyż ma to kolosalny wpływ na Twoje życie.

Gwoli jasności - podczas pisania tego artykułu na wszelki wypadek usiadłem na krześle przy stole, lecz muszę przyznać, że rzucam ukradkowe spojrzenia na swoją kanapę, żeby sprawdzić jak znosi prawdę.

Przejdźmy zatem do rzeczy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że istnieje ścisła zależność pomiędzy długością czasu spędzanego na wylegiwaniu się na kanapie, a poziomem zadowolenia z życia. To zupełnie tak, jakby ten niepozorny mebel był czymś w rodzaju wampira energetycznego i wysysał z nas siły witalne. Gdy mój kolega z pracy wrócił z urlopu, zapytany przeze mnie jak go spędził, powiedział, że cały czas przeleżał na kanapie, oglądając filmy. Odparłem na to, że musi zatem być wypoczęty, a on odpowiedział, że wręcz przeciwnie. Czuje się totalnie wyczerpany. Dało mi to do myślenia.

Ksiądz Piotr Pawlukiewicz zachęca, ażeby niedziele spędzać aktywnie. Nie chodzi jedynie o obecność na mszy świętej, ale o wszelkie formy aktywnego wypoczynku, na który nie możemy sobie pozwolić w środku tygodnia. Wielu ludzi wybiera jednak wariant "piżamka - pilocik - kanapa". Czyż to nie jest przyjemne? Totalny relaksik. Zero stresu.
Ksiądz Pawlukiewicz przyznaje, że "luzik owszem, jest ", ale zauważa również, że "w ten sposób można się bardzo łatwo zakisić i zamarynować w tej piżamce". Całkowita stagnacja.

Szatan próbuje nas zniszczyć na różne sposoby, mniej lub bardziej wyrafinowane. Jednym z nich jest nakłonienie nas do bierności, a nasze drogie i wygodne kanapy tylko mu w tym pomagają.

Nie sugeruje jednak, że jest to mebel z piekła rodem, lecz chciałbym podnieść poziom świadomości w narodzie. Ja raczej postrzegam tenże atrybut lenistwa, podobnie jak alkohol. Wszystko jest dla ludzi, ale trzeba przecież znać umiar. A najważniejsze jest aby konsumowanie kanapowego "nicnierobienia" nie przerodziło się w nałóg. Krótko mówiąc, nie nawołuje do prohibicji kanapowej, lecz do przestrzegania prostej zasady - panem kanapy jest człowiek, a nie odwrotnie.

W końcu miło jest czasem się wyciągnąć po ciężkim dniu i odpalić te setki trójwymiarowych cali ;)
Wszystko jest fajnie, jeśli ów niezwykle istotny przysłówek "czasem" nie jest wypierany przez "coraz częściej", aż w końcu kapituluje przed mocarnym "ZAWSZE".

Tak nawiasem mówiąc, ksiądz Pawlukiewicz twierdzi, że gdy we wzburzeniu wykrzykujemy słowa typu "zawsze" lub "nigdy", z naszych ust wychodzą myśli podsuwane nam przez Szatana.

Nie wiem, jak wy, ale ja zauważyłem, że im jestem bardziej aktywny, tym mam więcej energii i chęci do życia. Gdy się ruszam, świat nabiera kolorów, a gdy oddaje się lenistwu, nieznośnie szarzeje.

Z rozwojem osobistym jest tak, jak z mądrością ludową - lubuje się w przysłowiach i mądrych sentencjach. Jedno z nich brzmi: "Wszystko, czego pragniesz znajduje się poza Twoją strefą komfortu". A przecież centrum tej strefy, można by wręcz rzec - stolicą, jest właśnie owa kanapa.

Pisząc o aktywności, nie mam na myśli jedynie ćwiczeń fizycznych, lecz również tego całego mnóstwa spraw, które leżą odłogiem gdzieś z tyłu Twojej głowy i powoli zarastają chwastem. Mam na myśli zaniedbane relacje, które są jak wbite w nasze serce kolce. Próbujemy je ignorować, udajemy, że ich nie zauważamy, ale one wciąż sprawiają nam ból i powodują opuchliznę wyrzutów sumienia. A przecież wystarczyłoby pokonać strach, przełamać niemoc, zwalczyć wstyd, bądź nieśmiałość i może powiedzieć "przepraszam", zadzwonić, napisać list lub zwyczajnie pójść i zapukać do drzwi. Pomyślcie ilu jest ludzi, którzy czekają na gest z naszej strony, na kilka słów, na chwilę uwagi, na dowód miłości lub sympatii.

Popatrzcie na Jezusa. On z punktu widzenia rozwoju osobistego był Ideałem świetnie zarządzającym sobą w czasie. Chrystus nigdy nie marnował czasu. Trzy lata Jego nauczania to była jedna wielka aktywność i działanie. Nawet w tym możemy i powinniśmy Go naśladować. Może powodem jest to, że dwa tysiące lat temu nie było jeszcze kanap? 
"Taki żarcik" - jak mawia pan Piernacki z serialowego "Rozlewiska".

Podsumowując, zachęcam Was do tego, abyście przeanalizowali swoje życie i zastanowili się czy nie można by z niego wydusić więcej działania, wycisnąć więcej dobra. Zróbcie sobie założenie, że każdego dnia, zamiast odciskać swój zadek na kanapie, zrobicie coś pozytywnego i pożytecznego. Może to być coś małego, bądź pozornie nieistotnego, jak wyniesienie śmieci do kontenera starej i schorowanej sąsiadce, bądź zmycie naczyń, gdy nasza Druga Połowa, ma gorszy dzień. Każdy taki dobry uczynek niesie z sobą potężny ładunek miłości, która leczy nas z egoizmu, niskiej samooceny oraz poczucia beznadziei i marazmu. Co wieczór róbcie sobie podsumowanie Waszych dzisiejszych zasług, a gwarantuje, że będzie to jak kojący okład na Wasze poranione dusze.

Nasz świeżo kanonizowany papież Św. Jan Paweł II mawiał, że osoba dająca dobro jest obdarowywana przez osobę je przyjmującą.

Mam nadzieje, że teraz Wasze kanapy pieką Was w pupy, a Wy zrywacie się z nich zmotywowani do działania. Bo kanapa to niezwykle groźna cywilizacyjna choroba, która objawia się lenistwem, odwlekaniem, zaniedbywaniem, hedonizmem, umiłowaniem bezruchu. Prowadzić ona może do bardzo poważnych powikłań, m. in. obumierania relacji, rozpadu rodzin i przyjaźni, wyniszczenia fizycznego, psychicznego i duchowego oraz rezygnacji z marzeń.

I tak, już na koniec - człowiek, pragnący schudnąć, musi ograniczyć słodycze, natomiast człowiek pragnący żyć mocniej, niestety musi ograniczyć kanapę.

Pozdrawiam aktywnie!