niedziela, 12 stycznia 2014

Witam ponownie!

W ostatnim poście pisałem, że na swej drodze napotkałem kilku ludzi, którzy odcisnęli duże piętno na moim życiu. Pierwszym z nich był Marcin Matuszewski. Poprzez swoją stronę internetową wprowadził mnie w świat rozwoju osobistego. To było jak odkrycie! Wow! Totalnie się tym zafascynowałem. Uczepiłem się tego jak tonący kawałka dryfującej deski. Byłem zachwycony. To była odpowiedź na moje rozterki. Ktoś do mnie trafił i powiedział: Słuchaj, nie martw się, że twoje życie tak wygląda. Zmienimy to. Nie musisz tak żyć. Możesz być szczęśliwy i spełniony. Możesz wygrać ze swoim lenistwem, niezorganizowaniem, odkładaniem w czasie, brakiem planowania. Jest tyle rzeczy, które można robić!

Pochłaniałem treści zamieszczone na jego stronie internetowej. Kupiłem nawet kurs szybkiego czytania, bo zawsze chciałem sprawdzić, jak to jest. Czy to bujda, czy naprawdę można czytać jak błyskawica? Otóż można, ale to wymaga mnóstwa poświęconego czasu i pracy. Niestety nie skończyłem tego kursu. Zrezygnowałem przed końcem. Po miesiącu uszło ze mnie powietrze i poddałem się swoim zwyczajem.

Później znalazłem na youtube nagrania Bartka Popiela - kolejnego guru rozwoju osobistego. Bartek jednak wyróżnia się tym, że jest szczery, bezpośredni i nie głaszcze po główce. Potrafi dać prawdziwego kopa, wytyka błędy i nie znosi biadolenia. Za to ludzie go lubią. Wniósł wiele dobrego do mojego życia. Ostatnio kupiłem jego e-booka "Zrobię to dzisiaj" i walczę ze swoim nawykiem odwlekania.

W moim życiu fascynacja rozwojem osobistym zbiegła się w czasie ze zbliżeniem do Boga i umocnieniem wiary. Największa w tym zasługa księdza Piotra Pawlukiewicza. Jego homilie i rekolekcje poleciła mi znajoma. Pewnego razu wpadłem do niej. Miała włączony komputer i czegoś słuchała. Powiedziała, że to Pawlukiewicz, że mądry ksiądz, że ma gadane. Gdy wróciłem, do domu poszukałem na necie jego nagrania. Włączyłem, zacząłem słuchać i... prawie spadłem z krzesła. Sprawdzałem, czy on na pewno jest księdzem katolickim, bo nie mogłem uwierzyć, że kapłan może takie rzeczy mówić. "Mamy być zachłanni, mamy pragnąć, kłócić się z Bogiem, a Chrystus nie przyszedł, żeby nam dać pokój, lecz rzucić między nami ogień." Co?!
Oczywiście, to są urywki wyrwane z kontekstu i można je błędnie zinterpretować, ale jak żyję, czegoś takiego nie słyszałem. Teraz po wielu miesiącach z dumą nazywam księdza Piotra moim przewodnikiem duchowym. Rozniecił on we mnie płomień wiary. Sprawił, że chrześcijaństwo stało się dla mnie atrakcyjne, stało się sposobem na spełnienie mojej męskości (jakkolwiek to brzmi). Uwierzyłem, że moim, jak i innych mężczyzn, celem jest robienie rzeczy wielkich.

W międzyczasie natrafiłem na nauki kolejnych duchownych - ojca Adama Szustaka i księdza Jacka Stryczka, założyciela i prezesa stowarzyszenia "Wiosna", którzy wypełnili i uzupełnili moje nowe spojrzenie na siebie, ludzi i na Boga. Zrozumiałem, że należy podążać ze swoimi pragnieniami. Uświadomiłem sobie, że świat cierpi na poważną chorobę - kryzys męskości. Współcześni mężczyźni w dużej mierze to maminsynki, chłoptasie marnujący całe życie na zaspokajaniu swych żądz. Nie takie cele postawił przed nami Bóg. Panowie, mamy być wielcy, mocni i świadomi swej wartości i siły! Z całą pewnością sporo miejsca poświęcę temu tematowi na tym dopiero powstającym blogu.

Następną i wierze głęboko, że nie ostatnią osobą spotkaną na mojej Drodze jest Nick Vujicic. Młody Australijczyk cierpiący na fokomelię - wrodzony brak kończyn. Pomimo fizycznego okaleczenia człowiek ten wiedzie szczęśliwe, spełnione życie i swym przesłaniem dzieli się z ludźmi w swoje książce "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!" Właśnie jestem w trakcie jej lektury. Gdy ją skończę, napiszę o niej w osobnym poście.

Z otchłani depresji i rozgoryczenia wydostałem się dzięki Bogu i rozwojowi osobistemu. Wiem, ze wielu się właśnie krzywi czytając tą deklarację, ale to prawda. Kościół ma wielki dystans do rozwoju osobistego, ale ja jestem nim zafascynowany i wierzę, że mądrze wykorzystany, może być pomocny w osiągnięciu pełni szczęśliwego, owocnego życia. Wierzę, że można te dwie sfery połączyć i podwoić siłę naszego działania.
To będę starał się udowodnić na tym blogu!

Kochani, to jakie mamy życie zależy w dużej mierze od nas. Nie jesteśmy Panami swojego losu, ale mamy na niego wpływ!
Woody Allen kiedyś powiedział: "Chcesz rozśmieszyć Boga, to powiedz mu, jakie masz plany na jutro."
Śmieszne, wiem. Sam się uśmiałem ;)
Ja jednak pójdę krok dalej: "Chcesz zadowolić Boga, przestań rozpamiętywać wczoraj i zacznij walczyć o jutro!"

Pozdrawiam Was gorąco!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz